Po stronie Amerykanów

Atak Amerykanów z południa rozprzestrzeniał się. Rozpoczęły się ciągłe naloty, bombardowania nocnych jednostek i bunkrów[1].

 Fragment mapy operacyjnej, źródło: wikipedia

Inwazja zmusiła Niemców do zmiany pozycji, gdyż Amerykanie wylądowali na Saint-Raphaël[2] i obeszli nasze stanowiska od tyłu od strony Alp. Na nic się zdały bunkry nad morzem. Musieliśmy przenieść broń i amunicję na tyły i okopać się na skalistych wzgórzach pobliskiego miasteczka Villeneuve-Loubet[3]. Na wózku dla rannych ciągnęliśmy amunicję. A mieliśmy takiego podoficera - fanatyka faszystę, który sprawował nad nami pieczę[4]. Obiecaliśmy sobie, że przy najbliższej okazji dostanie kule w łeb. Przy ciągnięciu tego wózka miałem już dość i postanowiłem mu się postawić. Rzuciłem dyszlem i powiedziałem, żeby sobie sam ciągnął. Był tak przerażony tym zachowaniem, że bez słowa to uczynił. Dotarliśmy na miejsce gdzie mieliśmy się okopać. Podoficer wyznaczył mnie, i dwóch moich kolegów, Fredka Taberskiego i kolegę Bolitora, na zwiady (na tzw. szpice) za miasto obok rzeki Loup, gdzie mieliśmy być na warcie przy moście. Miasto leżało w dolinie. Dotarliśmy na wskazany punkt.

Po czterech godzinach miano nas zmienić, ale do tego nie doszło, gdyż po godzinie naszego czuwania nastąpił obstrzał moździerzowy i karabinów maszynowych. Łącznik który przejechał na motorze powiedział nam, że musimy jeszcze w tym miejscu pozostać, bo są duże straty w kompanii. Atak został skierowany m.in. na miejsce gdzie mieliśmy się okopać. Nasza kompania została rozbita - byli zabici i ranni. Siedzieliśmy w dziurach, nad nami przelatywały pociski. Modliliśmy się, aby żaden pocisk nie trafił w nas. Tak przetrwaliśmy do następnego dnia.

Ostrzał ustał. Jakaś grupa uciekających niemieckich żołnierzy zaczęła krzyczeć, że Amerykanie są 800 metrów od nas. Amerykanie weszli na teren gdzie mieliśmy nasze wojskowe ćwiczenia. Uciekliśmy do pobliskiej szkoły.  W tym czasie przyszła zmiana, ale nas na stanowisku już nie było.

Weszliśmy do szkoły, w której natknęliśmy się na naszego znajomego francuskiego lekarza, jego żonę i grupą partyzantów. Okazało się, że lekarz był komendantem partyzantów. Od razu złożyliśmy broń pod ścianą. Partyzanci chcieli ją od razu zabrać, ale lekarz nie pozwolił. Rozbroiliśmy nasze granaty i położyliśmy je w bezpiecznym miejscu. Byliśmy bardzo zmęczeni, gdyż nie spaliśmy dwie noce. Położyliśmy się na stercie makulatury i posnęliśmy. Przespaliśmy noc. Nie słyszeliśmy żadnych nalotów ani strzałów. Rano obudził nas lekarz i powiedział, że już przybyli Amerykanie. Było to 26 sierpnia 1944 r. Wyszliśmy z rękami ku górze[5]. Przystąpił do nas Amerykanin mówiący trochę po polsku i przeprowadził nas na tyły frontu. Tam posadził nas prosto w słońce pod jedną z chałup.
W powietrzu ciągle przelatywały amerykańskie i niemieckie pociski. Pilnował nas jeden z Amerykanów. Żując gumę kierował lufę karabinu prosto w nas. Mamrotał ciągle coś pod nosem. Próbowaliśmy mu tłumaczyć, że jesteśmy Polakami, ale on na to, że słyszał, że jakieś Polak strzelał do Amerykanów. Cóż było począć, czekaliśmy co stanie się dalej. Siedziałem z rękami położonymi na kolanach.

W słońcu zabłyszczał mój zegarek oślepiając jakiegoś innego Amerykanina. Ten podszedł i kazał mi go ściągnąć. Spokojnie mu go oddałem. Zabrał mi go i włożył na swoją rękę, na której już miał trzy inne. Miałem ten zegarek dopiero trzeci tydzień - kupiłem go w Nicei z moich oszczędności z żołdu. Był naprawdę piękny – czworokątny z różowym cyferblatem. Nic nie mogłem zrobić. Pilnujący nas żołnierze co chwilę się zmieniali. W końcu przyszedł Amerykanin polskiego pochodzenia. Powiedziałem mu o tej kradzieży, a on na to spokojnie odparł łamanym polskim, że mógłby to zameldować, ale ten co mi ukradł zegarek mógłby mnie wyprowadzić na tyły i zastrzelić tłumacząc się, żem uciekał. „U nas” – mówił – „też są szwinie” i dodał, że nie powinienem się tym martwić bo w Ameryce kupię sobie lepsze… życie. Żałuję, że wtedy nie poprosiłem, aby kradzież została odnotowana bo później będąc w Afryce by mi za niego zwrócili w dolarach. Niestety na gębę nie dawali.

Amerykanie potrzebowali ochotników Polaków do pomocy przy przenoszeniu rannych. Zgłosiliśmy się. Przenosiliśmy nosze z rannymi przez rzekę. Po przekroczeniu rzeki idąc drogą natknęliśmy się na strzelaninę na amerykańskich tyłach. Kazano się nam schować pod skarpą. Najpierw słyszeliśmy niemiecki karabin maszynowy, potem amerykański, w końcu nastała cisza. Wyszliśmy z ukrycia. Okazało się, że w rowie przy drodze ukrywali się trzej żołnierze – dwaj Niemcy i Jugosłowianin. Widząc nadchodzących Amerykanów zaczęli strzelać z CMK, na co odpowiedzieli Amerykanie ogniem z CKM[6] zamontowanego na jeepie[7]. Wszyscy trzej poważnie zostali zranieni w piersi. Amerykańscy lekarze opatrzyli rannych, których położono na nosze zamontowane na masce jeepa. Wsiedliśmy do przyczepki, którą ciągnął jeep i wywieziono nas do bezpiecznego punktu na amerykańskich tyłach.

Tam Amerykanie pokazali mi mapy i pytali o pozycje Niemców. Przejrzałem mapy, które okazały się dla mnie trudne do odczytania w tak krótkim czasie. Wskazałem palcem miejsce, gdzie wydawało mi się, że Niemców byłoby najwięcej. Amerykanie przeanalizowali moją odpowiedź, ale stwierdzili ostatecznie, że jednak mogę się mylić i żebym jeszcze raz spojrzał na mapę. Podsunęli mi ją jeszcze raz. Przyjrzałem się dokładniej i wskazałem na inne miejsce, gdzie moim zdaniem mogły obecnie znajdować się niemieckie pozycje. To miejsce Amerykanie przyjęli jako bardziej wiarygodne.

Zaraz potem zaczęto szukać wśród Polaków ochotników do przenoszenia zaopatrzenia na pierwszą linię obstrzału. Zgłosiłem się wraz z dwoma innymi kolegami. Dali nam na plecy zbiorniki z wodą i jedzenie. Na linię ognia prowadził nas jeden z amerykańskich żołnierzy. Teren był górzysty bez żadnej zieleni i krzaków – same gołe skały. Zaczęliśmy się wdrapywać. Niemcy obstrzeliwali nas, ale udało nam się wdrapać bez szwanku. Rozdaliśmy żołnierzom prowiant i kazano nam wracać z powrotem. Z tej wysokości widzieliśmy wyraźnie jak działa amerykańskich okrętów obstrzeliwały niemieckie pozycje.

Kiedy dotarliśmy do obozu było już ciemno. Nie dostaliśmy nic do jedzenia. Jedynym naszym pożywieniem były ciastka, które dostaliśmy od żołnierzy z pierwszej linii.

POPRZEDNI ODCINEK "POWOŁANIE"

KOLEJNY ODCINEK "AFRYKA" 


[1] Operacja Dragoon (z ang. „wymusić, zdominować”, wstępnie nazwana Anvil – „kowadło”) – aliancka operacja desantowa w południowej Francji podczas II wojny światowej, przeprowadzona 15 sierpnia 1944 roku. W operacji uczestniczyły wojska amerykańskie, francuskie, brytyjskie oraz kanadyjskie. Operacja desantowa poprzedzona była nalotami bombowymi na drogi, mosty, lotniska i pozycje artylerii niemieckiej. W noc poprzedzającą desant rozpoczął się ostrzał artyleryjski przez okręty alianckie wzdłuż 40-milowego odcinka frontu. Siły morskie podzielono na cztery zespoły uderzeniowe: „Camel”, „Delta”, „Alpha” i „Sitka”. Pierwsze trzy zespoły desantowały się na lądzie stałym. Lądowanie odbyło się na odcinku wybrzeża między Cannes a Tulonem i zakończyło się sukcesem aliantów. Najpoważniejsze walki odbyły się na Camel Red Beach w miejscowości Saint-Raphaël.  Do dnia 17 sierpnia niemieckie kontrataki zostały pokonane. Po zdobyciu bez większego oporu plaż, alianci ruszyli na północ, zachód i wschód, m.in. wyzwalając 28 sierpnia Marsylię (źródło: wikipedia). Więcej o dotarciu oddziałów do Cagnes sur mer w Aneksie 2 „Wschodnia część operacji Dragon” Aneks 2 „Wschodnia część operacji Dragon”

[2] Saint-Raphaël – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, w departamencie Var.

[3] Villeneuve-Loubet – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, w departamencie Alpy Nadmorskie; miasto położone na wzgórzu, u ujścia rzeki Loup. Powstało przez połączenie dwóch wiosek: starej miejscowości Villeneuve, znajdującej się dalej od morza oraz wsi Loubet na wybrzeżu Morza Śródziemnego.

[4] Dowódcy oddziałów Wehrmachtu, do których trafiali byli obywatele polscy z III i IV grupy volkslisty nauczeni doświadczeniem, dobrze wiedzieli, że większość z nich ma niewiele zapału aby umrzeć za III Rzeszę i podczas walki na froncie zdezerteruje przy pierwszej okazji. W celu zapobieżenia takim przypadkom w oddziałach niemieckich wyznaczano im pewnych ideowo i rasowo „opiekunów”, którzy nawet w czasie walki mieli nie spuszczać ich z oka oraz stosowano odpowiedzialność zbiorową wobec całego oddziału w przypadku ich ucieczki. Dezercja z niemieckich oddziałów wojskowych była więc bardzo trudna, potęgowana faktem że żołnierze alianccy nie zawsze przejmowali się takimi zawiłymi prawniczymi kwestiami jak przymusowe zapisy na volkslistę, jeńcy w niemieckich mundurach mówiący po polsku mogli zostać potraktowani jako kolaboranci i (wbrew prawu wojennemu) rozstrzelani na miejscu. (źródło: wikipedia)

[5] Do dezercji pchały Polaków w Wehrmachcie względy patriotyczne, ale też niemiecka polityka narodowościowa. Ślązaków uznawano za żołnierzy drugiej kategorii. No i niekorzystny dla Niemców był przebieg wojny (źródło: „Ślązacy w polskim wojsku”, Teresa Semik, Nasza Historia nr 4, 2014). O dezercjach i przechodzenia żołnierzy Wehrmachtu do wojska polskiego czytaj w Aneksie 3 „W Polskich Siłach Zbrojnych” Aneks 3 „W Polskich Siłach Zbrojnych”

[6] Karabin maszynowy Browning M1919 to amerykański ciężki (wersja A4) i lekki (wersja A6) karabin maszynowy. John Moses Browning rozpoczął prace nad nowym karabinem maszynowym w roku 1916. Ciężkie karabiny maszynowe M1919A4 były podstawową ciężką bronią maszynową armii amerykańskiej. Stosowano je jako broń piechoty (na podstawie trójnożnej M2), a także były montowane na wielu typach pojazdów wojskowych. (źródło: wikipedia)

[7] Willys MB, potocznie znany jako jeep to wojskowy samochód osobowo-terenowy konstrukcji amerykańskiej z okresu II wojny światowej. W pierwszej połowie 1941 armia amerykańska wybrała konstrukcję Willysa jako podstawowy samochód terenowy i w efekcie w lipcu tego samego roku zleciła firmie Willys-Overland. Do seryjnej produkcji jednakże trafił ulepszony standardowy model oznaczony jako Willys MB. Jeep produkowany był w dużych seriach i stał się jednym z symboli wojsk alianckich, zwłaszcza aliantów zachodnich. Generał Dwight Eisenhower zaliczył jeepa do trzech narzędzi, które wygrały wojnę (obok samolotu Dakota i barki desantowej). Według oficjalnych publikacji armii amerykańskiej, jeep był: "środkiem transportu ogólnego zastosowania, personelu lub ładunku, szczególnie nadającym się do celów rozpoznania lub dowodzenia". Samochody standardowego modelu MB/GPW mogły być wyposażone w wielkokalibrowy karabin maszynowy 12,7 mm (.50 cala) Browning M2HB lub karabin maszynowy 7,62 mm (.30 cala) Browning M1919A4. (źródło: wikipedia)