Powołanie

Po powrocie musiałem się zameldować w gminie. W domu uzgodniono, że pojadę do babci Weroniki na Wolę, aby pomagać przy gospodarstwie, które sama musiała teraz oporządzać. Na gospodarstwie była jedna krowa, kozy i świnka, pola było nie dużo. Można powiedzieć, że na ten czas zostałem rolnikiem. Kosiłem trawę, zboże, kopałem ziemniaki, zbierałem owoce itp. Orałem, bronowałem, siałem. Po pracach w polu pasłem krowy babci i cioci. W pracy pomagał mi syn cioci, Janek, który był w moim wieku.

Z Woli do domu wróciłem po roku. Zgłosiłem się w Katowicach do pośrednictwa pracy, a ponieważ nie potrafiłem mówić dobrze po niemiecku formalności musiałem załatwiać z moją mamą. Weszliśmy do biura, w którym zasiadał starszy rangą HitlerJungend[1] i zapytał mnie, gdzie chciałbym uczyć się i pracować. Mama zaproponowali zawód kowala, ślusarza lub podobnego rzemieślnika, ale ten odparł, że jeżeli nie umiem dobrze po niemiecku to niech się uczy za „Steinsetzera”. Mama się zgodzili, mimo że nie wiedzieli co to jest ten „Steinsetzer”. Dopiero w domu ojciec nam wyjaśnili, że „Steinsetzer” to znaczy „brukarz”, że to dobry zawód i dobrze płatny.

Dostałem się do firmy „Lauschner”, w której pracowali tata. Pracowało ze mną jeszcze trzech innych uczniów. I tak przepracowałem do października 1943 r. kończąc szkołę zawodową bo powołano mnie do Reichsarbeitsdienst[2] do Rotenburga[3]. Tu każdy otrzymał szpadel. Rano musztra po południu na budowę – albo odwrotnie. Musztra odbywała się ze szpadlem jak z karabinem – na ramie, do nogi, prezentuj – do nogi, spocznij. Szpadel musiał się błyszczeć jak lustro[4]. Kiedy podpadłem za polską mowę kosztowało mnie to dodatkowe ćwiczenia, które przybierały różne postacie np. „bal maskowy”, który polegał na tym, że musiałem w ciągu paru minut przebrać się a to w strój roboczy, a to w mundur galowy, a to założyć maskę przeciwgazową czy pozorować „nalot samolotowy” czyli wykonywać musztrę - powstań, padnij, kryj się. Była to dla mnie bardzo męcząca i stresująca kara, która trwała czasem do północy.

Podczas dnia zawsze trzeba było szybko chodzić lub nawet biegać. A jeśli z przeciwka szedł przełożony lub wyższy rangą Vormann (brak polskiego odpowiednika – stopień między szeregowcem a starszym szeregowcem) należało zwolnić bieg i krokiem marszowym „hajlować” na 6 metrów przed nim i po jego minięciu jeszcze ze 3 metry za nim.

Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Mundurowi wyższej szarży pojechali na urlopy, a niższą rangą zostali. Na święta i na Nowy Rok nie mieli żadnej muzyki. Szukali więc kto z nas potrafi grać na akordeonie. Moi koledzy wskazali na mnie. Tak więc zacząłem im grać coś z pieśni świątecznych i coś do tańca. Przełożeni niższej rangi sprowadzili sobie kobiety i urządzili „balangę”. Pili i jedli a mnie przy okazji częstowali. Od tamtej chwili już nikt mnie „nie gonił”, a sam Hauptvormann (inaczej Untertruppführer – starszy sierżant) był w stosunku do mnie koleżeński. W Sylwestra wysłali nas na dwutygodniowe urlopy do domów.

Mimo że rodzice dostali trzecią grupę volkslisty[5], w dniu 14 stycznia 1944 r. nie mając jeszcze 18 lat, zostałem powołany do wojska - armia niemiecka potrzebowała nowych rekrutów[6]. Powołano mnie do koszar w Katowicach, a stamtąd do Bielska. Przez trzy miesiące do przysięgi ćwiczyliśmy musztrę. Po przysiędze wysłano nas do hotelu w mieście Vence[7] we Francji. Był to duży hotel, ale bez mebli i łóżek. Były tam tylko duże materace, które rozkładało się na noc, a na dzień składano je jeden na drugi. Tam przechodziłem czas rekrutacji i ćwiczeń, które dawały się wszystkim we znaki. Niektórzy płakali, ale dla mnie nie było to nic nowego, bo to wszystko już miałem w Reichsarbeitsdienst. 28 stycznia 1944 r. zostałem przydzielony do 148 Dywizji Piechoty[8] jako strzelec.

 Ja w niemieckim mundurze

 Szkolenie na placu ćwiczeń w miejscowości Vence

 Jeden ze schronów na wybrzeżu Cagnes sur mer
(zdjęcie z 1944 r.) zachowany do dziś.
źródło: http://sudwall.superforum.fr/t602-wn-cros-de-cagnes-06

 Nasz pluton na tle Cagnes sur mer (ja na dole w środku)

 

W końcu posyłano nas nad morze do Cagnes sur mer[9], gdzie budowaliśmy wraz z francuskimi i włoskimi jeńcami bunkry (schrony). Chodziliśmy na patrole, pilnowaliśmy mostów kolejowych i dróg, robiliśmy 40 kilometrowe marsze, ćwiczenia itd. W mojej kompanii przeważali Ślązacy i Jugosłowianie, wyżsi rangą byli Niemcami. Nigdy nie zapomniałem o polskości, nawet listy pisałem po polsku.

Pewnego razu stałem na warcie przy drodze do naszego punktu. Wraz ze mną służbę przy punkcie miał niemiecki podoficer. W tym dniu miał nas wizytować nasz pułkownik z oficerem TODT[10]. Mieli przejeżdżać czarnym citroënem Zobaczyłem go z daleka, gdy zbliżał się do punktu wartowniczego. Zatrzymałem samochód, wylegitymowałem osoby w nim siedzące i zapytałem o hasło. W każdy dzień było inne hasło i trzeba było je dobrze zapamiętać. Ja miałem z tym kłopot, bo niemiecki nie bardzo mi szedł, a że dokumenty były w porządku i wydawało mi się, że hasło się zgadza więc odsunąłem „kozioł” z drutem kolczastym. Odsalutowałem i czarny citroen przejechał dość szybko przez nasz punkt kontrolny. Wszystko obserwował podoficer, który oddalony był ode mnie na 6 metrów. Gdzieś w połowie naszej kompani jeden z oficerów z innego punktu artylerii zorientował się, że coś jest nie tak, bo citroen jechał zbyt szybko. Zameldował o swoich wątpliwościach do następnego punktu kontrolnego, aby zatrzymali czarnego citroena, ale już było za późno – przejechał. Okazało się bowiem, że w czarnym citroenie jechali angielscy szpiedzy. Zrobił się szum. Przestraszyłem się, że źle skontrolowałem. Na szczęście podoficer, który miał ze mną służbę, potwierdził prawidłowość wykonania kontroli dokumentów i hasła. Sprawę uciszono.

Cały teren wokół naszych jednostek był zaminowany. W takim zaminowanym miejscu rosły kalafiory. Pewnego dnia przyjechali tam saperzy z naszej jednostki i bazując na planie rozmieszczenia min zbierali z pola kalafiory. Uzbierali aż dwie ciężarówki, z których ¼ przypadła na naszą jednostkę. Jedliśmy je przez kolejne tygodnie tylko soląc i gotując. Przez kolejne lata nie mogłem patrzeć na kalafiora.

Na miasto wchodziliśmy na przepustkę w co najmniej trzy osoby. Pojedynczo nie wolno nam było wychodzić. Z Francuzami dogadywaliśmy się i mieliśmy z nimi dobre układy. Chodziliśmy na mszę do kościoła a karabiny zabezpieczone stawialiśmy pod ścianą. Nikt nigdy ich nie ukradł. Bywaliśmy również w miejscowych restauracjach. Francuzi znali nas - Polaków - nic nam nie groziło. Dawali nam wina, a rybacy rybki złowione na morzu, które na szczęście  nie było zaminowane. Były to takie małe rybki jak palec, które potem smażyliśmy posolone bez patroszenia. Jak byliśmy na naszych posterunkach wszystko było w należytym porządku, ale kiedy nas zmieniano zaraz gdzieś francuski ruch oporu wysadzał most, kolej albo drogę.

Umówiliśmy się nawet z francuskim lekarzem, który później okazał się komendantem Ruchu Oporu, że w razie amerykańskiej inwazji będziemy ukrywać się u niego. Żona lekarza, aptekarka, umiała po niemiecku więc mogliśmy dogadać szczegóły.

Zawsze i wszędzie starałem się wykonywać wszystkie rozkazy, żeby nie podpaść. Byłem wzorowym żołnierzem i na nagrodę posłano mnie na kurs o wszelkiej broni własnej i nieprzyjaciela, w tym o minach, samolotach i czołgach. W okresie tego kursu pojawiły mi się na twarzy jakieś strupy, więc wysłano mnie na izbę chorych, gdzie smarowano mnie jakąś białą maścią. Maść wysuszała je powoli i strupy zaczynały odpadać. Trwało to dwa tygodnie, w czasie których rozpoczęła się amerykańska inwazja. Żołnierzy zaczęto zwalniać z izby chorych. Wróciłem do kompani. Szef kompani zapytał czy po tej przerwie chcę zostać w kompani czy dalej uczestniczyć w kursie? Postanowiłem zostać w kompani i jak się później okazało dobrze zrobiłem.

POPRZEDNI OCINEK "POWRÓT DO DOMU"

NASTĘPNY ODCINEK "PO STRONIE AMERYKANÓW" 


[1] Niemiecka organizacja młodzieżowa NSDAP. (źródło: wikipedia)

[2] Reichsarbeitsdienst (RAD; pol. Służba Pracy Rzeszy). Celem organizacji było kształtowanie postaw młodzieży wobec państwa poprzez pracę. Początkowo do organizacji wstępowali ochotnicy. W dniu 26 czerwca 1935 wprowadzono w III Rzeszy zarządzenie o obowiązku sześciomiesięcznej pracy na rzecz państwa, a obowiązek miał być wypełniony poprzez pracę w Reichsarbeitsdienst (RAD). Po wybuchu II wojny światowej głównym zadaniem Reichsarbeitsdienst stało się wykonywanie prac na rzecz Wehrmachtu, wtedy też RAD zaczęto traktować jako formację pomocniczą Wehrmachtu. Wykonywała ona szereg pracy na rzecz Wehrmachtu, a zwłaszcza zajmowała się budową umocnień. W 1944 do RAD zaczęto wcielać coraz młodszych mężczyzn w wieku od 15 lat i używano ich do budowy okopów i umocnień. (źródło: wikipedia)

[3] Rotenburg (Wümme) (do 15 maja 1969 Rotenburg in Hannover) - miasto powiatowe w Niemczech, w kraju związkowym Dolna Saksonia, 40 km na wschód od Bremy.

[4] Cała absurdalność reżimu objawiała się w „kulcie szpadla”. Tak wspomina to Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, który jesienią 1944 roku został oddelegowany do Służby Pracy Rzeszy (RAD) przy granicy austriacko-węgierskiej: „Bardzo pieczołowicie, w wojskowym drylu ćwiczyliśmy uroczyste opuszczanie, podnoszenie i zarzucanie szpadla na ramię; istotnym elementem tej pseudo-liturgii było też czyszczenie łopaty, na której nie mogło być nawet pyłku”

[5] Kategoria 3 – Eingedeutschte – osoby autochtoniczne, uważane przez Niemców za częściowo spolonizowane (Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy) oraz Polacy niemieckiego pochodzenia (osoby pozostające w związkach małżeńskich z Niemcami). Zaliczeni do III grupy otrzymywali obywatelstwo na 10 lat. Osoby z III grupy mogły być kierowane na roboty do Niemiec (w tym dzieci po ukończeniu 15 roku życia), gdzie jednak pracowały na zasadach wolnościowych – to znaczy, że nie były skoszarowane i miały ograniczone prawo do poruszania się w miejscu zamieszkania.

[6] O powołaniach do wojska niemieckiego przeczytaj w Aneksie 1 "Wcielenia 1940-1945" Aneks 1 „Wcielenia 1940-1945”

[7] Vence – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, w departamencie Alpy Nadmorskie.

[8] 148 Dywizja Piechoty (Wcześniej Rezerwowa, Zapasowa). Skład w 1944 r.: 281.pułk grenadierów, 285. pułk grenadierów, 286. pułk grenadierów, 1048. pułk artylerii, 148. batalion fizylierów, 1048. batalion  niszczycieli czołgów (z tylko jedną kompanią niszczycieli czołgów), 1048. batalion inżynieryjny, 1048. batalion łączności, 1048. kopania Fla, 1048. dywizyjne oddziały zaopatrzenia.

Koszary macierzyste: Gliwice, Wehrkreis VIII.

Sformowano ją 1 grudnia 1939 roku. Jednostka była dywizją zapasową do nadzoru nad oddziałami szkoleniowymi i zapasowymi na Śląsku. Na początku 1941 roku wraz z podległymi oddziałami została przeniesiona do Metz w regionie Loary we Francji. (…) 148. Dywizja wzięła udział w okupacji Vichy w listopadzie 1942, pod koniec 1942 miała swój garnizon w rejonie Toulouse na brzegu Morza Śródziemnego i strzegła pogranicza francusko-włoskiego.

Podporządkowano ją w sierpniu 1944 roku Grupie Armii G, a 18 września została rozbudowana do pełnych standardów bojowych dywizji piechoty. 148. Dywizja po raz pierwszy weszła do akcji podczas amerykańskiej inwazji w południowej Francji jako część 19. Armii. Walczyła od pierwszego dnia kampanii z niewielkimi sukcesami. Pod koniec tego miesiąca wysłano ją do masywu Esterel i rozstawiono tak, aby uniemożliwić Amerykanom atak poprzez francuskie Alpy i wyjście w ten sposób na tyły armii Kesselringa we Włoszech. Później weszła w skład Grupy Armii C i strzegła przełęczy przez Alpy. Nigdy nie identyfikowano jej jako jednostki pierwszej klasy. Trafiła na front na początku 1945 roku; walczyła na wybrzeżu tyrreński, a później wzięła udział w kampanii toczonej w dolinie rzeki Po. Wciąż znajdowała się w północnych Włoszech, gdy Grupa Armii C załamała się. 148. Dywizja poddała się Amerykanom 18 kwietnia 1945 roku. (źródło: Samuel W. Mitcham jr „Niemieckie siły zbroje 1939-1945. Wojska Lądowe”)

[9] Cagnes-sur-Mer – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, w departamencie Alpy Nadmorskie.

[10] Organizacja Todt (niem. Organisation Todt, OT) utworzona została w 1938 r. w nazistowskich Niemczech i miała za zadanie budowę obiektów wojskowych. Organisation Todt zatrudniała początkowo Niemców niezdolnych do służby wojskowej oraz przedpoborowych, którzy podlegali obowiązkowi pracy w organizacji. W latach II wojny światowej zatrudniano przymusowo także robotników i inżynierów z krajów okupowanych. W latach 1938-1939 organizacja zajmowała się rozbudową Linii Zygfryda - umocnionej linii obronnej wzdłuż zachodniej granicy Niemiec. Później budowała kwatery Hitlera, doświadczalny ośrodek rakiet V1 i V2 w Peenemünde, a także stanowiska baterii przeciwlotniczych, stocznie okrętów podwodnych, umocnienia przybrzeżne w Normandii (tzw. Wał Atlantycki), Linię Gustawa we Włoszech, lotniska wojskowe i strategiczne ciągi komunikacyjne (drogi i niektóre linie kolejowe). Kierowana początkowo przez Fritza Todta. Po śmierci Todta w lutym 1942 kierownictwo organizacją przejął Albert Speer, nazistowski minister do spraw uzbrojenia III Rzeszy.(źródło: wikipedia)